Nadejście dodatnich temperatur pozwala wykonać pierwsze lustracje upraw. Długotrwałe ujemne temperatury, bezchmurna pogoda w ciągu dnia i brak okrywy śnieżnej sprawiły, że wierzchnia warstwa gleby do około 4 cm jest zupełnie wysuszona, a poniżej tej warstwy na kilkadziesiąt cm gleba jest zamarznięta. Wiejący dzisiaj wiatr sprzyja występowaniu erozji wietrznej oraz wzmaga zjawisko wysmalania roślin, ponieważ z zamarzniętej gleby rośliny nie mogą pobrać wody.
Dochodzą do nas już pierwsze sygnały o wymarznięciu plantacji zbóż. Najniższą zimotrwałość na ujemne temperatury wykazuje jęczmień ozimy. Na pierwszy rzut oka, rośliny nie wyglądają najgorzej, jedna na wybujałych jesienią zbożach, widoczne są pierwsze objawy wsmalenia liści.
Pozostałe nad ziemią liście są w dobrej kondycji: są elastyczne oraz trudno je zerwać. W lepszym stanie na lustrowanych przez nas polach wygląda pszenica, pszenżyto i żyto. Straty masy nadziemnej są niewielkie. jednak liście póki co nie odzyskały turgoru po okresie, w którym nie pobierały wody. Brak poprawy stanu części nadziemnej przez kilka następnych dni może wskazywać na uszkodzenie węzła krzewienia przez ujemne temperatury, które powodują wypadnięcie roślin. Żywotność węzła krzewienia można również ocenić na podstawie tzw. testu przezimowania. W tym celu należy pobrać z pola około 20 roślin, następnie przyciąć je na wysokości 2 cm nad węzłem krzewienia, ułożyć je na tacce wyłożone ręcznikiem papierowym, przykryć około 3 warstwami ręcznika kuchennego i na samym końcu namoczyć. Tak przygotowane rośliny należy umieścić w pomieszczeniu, w którym temperatura wynosi 22 – 24 stopnie C (nie na grzejniku) i po 24 godzinach można określić wystąpienie przyrostu. Jeśli wynoszą co najmniej 4 mm, to uważa się, że rośliny bardzo dobrze przezimowały. Brak przyrostu wskazuje na wymarznięcie rośliny.
Gorzej z rzepakiem
Po wstępnych oględzinach można stwierdzić, że rośliny utraciły większość liści. Szczególnie podatne na niską temperaturę były te największe. Najmłodsze przyrosty wydają się być w dobrej kondycji, jednak rzepak wymaga dalszych obserwacji. Objawy znacznych uszkodzeń po zimie będą widoczne po około 7 – 10 dniach od nadejścia dodatnich temperatur. Najgroźniejsze są uszkodzenia korzenia i pąka wierzchołkowego. W celu oceny możemy wykonać test podobny jak u zbóż. Po pierwsze, należy przenieść kilka roślin do ciepłego pomieszczenia w celu ich rozmrożenia. Po rozmrożeniu należy usunąć liście tuż u ich nasady, umieścić na tacce wyłożonej ręcznikami kuchennymi, a następnie obserwować rośliny przez około 7 – 8 dni. Przyrosty nowych liści i stała konsystencja pąka wierzchołkowego i szyjki korzeniowej widoczna po rozcięciu wskazuje, że rośliny nie uległy wymarznięciu.
K+S Polska zaprasza do udziału w webinarze na temat: „Rola siarki w nawożeniu roślin”. Szkolenie na temat zagadnień związanych z rolą siarki w nawożeniu roślin poprowadzi Pani dr Katarzyna Przygocka-Cyna z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Webinar odbędzie się już w poniedziałek, 5 marca br. o godz.10.00. Aby wziąć udział w pół godzinnym szkoleniu wystarczy kliknąć w link poniżej: https://www.youtube.com/watch?v=tooxCmQUTis
Do zobaczenia w poniedziałek!
Zespół K+S Polska sp. z o.o.
Zapraszamy do odwiedzenia Targów Rolniczych Agro-Park w Lublinie, które startują już jutro i zakończą się w niedzielę. Zwiedzający będą mieli okazję poznać oferty czołowych dostawców sprzętu rolniczego, znanych marek i ich dystrybutorów. Ponadto przygotowano szereg wydarzeń specjalnych – w tym warsztatów i prelekcji. Targi to również okazja do spotkania się z naszymi Czytelnikami. Będziemy do Państwa dyspozycji na stoisku 110, w hali A. Do zobaczenia!
Godziny otwarcia:
3 marca 2018 r. – godz. 9:00–17:00
4 marca 2018 r. – godz. 9:00–17:00
Więcej informacji dostępnych jest na stronie organizatora: Link
W ostatnim czasie do Europy dotarła fala zimnego powietrza z nad Syberii. Niskie temperatury mogą powodować uszkodzenia ozimin, co może też wpłynąć na wysokość zbiorów w UE. Zagrożone są uprawy w rejonie Bałtyku oraz w środkowej części kontynentu. Obecnie, na giełdach występuje niepewność co do przezimowania upraw, która sprzyja zwyżce cen pszenicy. Na zakończenie tygodnia pszenica na MATIF została wyceniona na 687 zł/t (wzrost o 17 zł/t w ciągu tygodnia). O jednego dolara zdrożała również pszenica na CBOT.
Rzepak
Nadejście zimnego powietrza, pcha ceny rzepaku w górę. W minionym tygodniu, rzepak w Paryżu był wyceniony na 1489 zł/t, tj. o 32 zł więcej, niż w ubiegły piątek.
Kukurydza
Nastąpiło spowolnienie wzrostu cen, obserwowanego od kilku tygodni. W ostatnim czasie nie opublikowano danych, które istotnie wpływałby na ceny kukurydzy.
Ropa i waluty
Trzy tygodnie temu obserwowaliśmy silną przecenę ropy, wynikającą ze wzrostu zapasów ropy w USA. Spadek z pewnością byłby kontynuowany, gdyby nie pojawiła się informacja o rozmowach dotyczących przedłużenia ograniczeń wśród krajów współpracujących w ramach OPEC. Przedłużenie ograniczeń w wydobyciu ropy będzie wspierać cen ropy, która jednak nie powinna przekroczyć progu 67$/bbl. Ostatni okres przebiega pod znakiem stabilizacji kursów walut. Na konie tygodnia euro wyceniono na 4,18 zł, natomiast dolara amerykańskiego na 3,39. AW
Na komfort pracy ciągnikiem rolniczym składa się wiele rzeczy. Kluczowa, zwłaszcza w starszych traktorach, jest łatwość manewrowania, a ta zależy od tego, czy ma on układ wspomagania. Na rynku nie brakuje szeregu różnych rozwiązań w tym zakresie do montażu w nieprodukowanych już ciągnikach, m.in. Ursusa C-330, C-360 i MF 255 czy też do Ursusa 4512. | Krzysztof Grzeszczyk
Układ wspomagania w ciągniku z ładowaczem czołowym to nie jest drogi luksus, lecz konieczność, która poprawi wykonywanie zadań związanych z załadunkiem i rozładunkiem różnych materiałów.
Te ciągniki przyczyniły się do zmotoryzowania rolnictwa. Niestety, w czasach, kiedy były produkowane, nikomu nie zależało na tym, by wyposażyć je w układ wspomagania kierownicy. Do dziś w wielu gospodarstwach „trzydziestki”, „sześćdziesiątki” i małe Massey Fergusony są wykorzystywane, nierzadko z zamontowanym ładowaczem czołowym przy różnych pracach załadunkowych i rozładunkowych, a z takim wyposażeniem o komforcie kierowania bez układu wspomagania można zapomnieć. Szkoda zdrowia na siłowanie się z kierownicą, kiedy można nią kręcić jednym palcem. Receptą na ten mankament jest kupno gotowego zestawu lub próba zbudowania takiego z gotowych zespołów.
Różne rozwiązania układu wspomagania kierownicy
Przeglądając różne ogłoszenia zamieszczone w prasie rolniczej czy też w Internecie, znaleźć można szereg rozwiązań kilku firm zajmujących się produkcją układów wspomagania przewidzianych do samodzielnego montażu. W skład takiego zestawu wchodzi m.in. pompa, która może być napędzana z układu rozrządu, z wału korbowego silnika lub za pomocą przekładni pasowej. Poza tym jest orbitrol, podstawa do jego zamocowania, wał kierowniczy, siłownik dwustronnego działania z uchwytami i przegubami kulistymi.
Ten zespół w zależności od producenta może być zamontowany do korpusu silnika, poprzecznie na przedniej osi lub do przystawki montowanej w miejscu oryginalnej kolumny kierowniczej. Ponadto w zestawie jest zbiornik na olej oraz przewody hydrauliczne. Oprócz tego jest zestaw śrub, instrukcja montażu i gwarancja.
W miejscu kolumny kierowniczej Ursusa C-330 jest zamontowany w specjalnej przystawce orbitrol.
Warianty układu wspomagania do Ursusa i MF
Firma Agricola z Lubienia Kujawskiego produkcją układów wspomagania kierownicy zajmuje się od 8 lat. W ofercie są m.in. kompletne zestawy układu wspomagania przeznaczone do Ursusa C-355, C-360 i C-360 3P. Pasuje on również do tych ciągników, które mają dodatkowo zamontowany ładowacz czołowy.
Pompa zasilająca ma napęd za pomocą wału z przegubami kardana, który jest przykręcony do koła pasowego zamontowanego na wale korbowym. Siłownik hydrauliczny jest zamocowany do korpusu silnika. Taki zestaw jest wyceniony na 2190 zł (wszystkie ceny brutto). Z kolei 2290 zł trzeba zapłacić za rozwiązanie z napędem pompy z układu rozrządu. Siłownik dwustronnego działania w tym wypadku jest zamocowany wzdłuż silnika. Za wariant z siłownikiem montowanym między kołami osi płaskiej lub okrągłej trzeba zapłacić 2390 zł. Napęd pompy jest z wału korbowego.
Posiadacze Ursusa C-360 3P mogą go wyposażyć w układ wspomagania z pompą montowaną z prawej strony pod sprężarką. Uzyskuje ona napęd z mechanizmu rozrządu. Siłownik dwustronnego działania jest zamontowany wzdłuż silnika. Taki zestaw jest wyceniony na 2190 zł. Natomiast z siłownikiem poprzecznie zamontowanym na płaskiej przedniej osi kosztuje 2390 zł. Do Ursusa C-330 jest oferowanych kilka typów układu wspomagania kierownicy na orbitrolu. Pierwszy w cenie 2390 zł przeznaczony jest do ciągników z tzw. okrągłą i płaską osią. Pompa w tym ciągniku jest zamontowana w miejscu sprężarki. Uzyskuje ona napęd za pomocą paska klinowego z wału korbowego. Natomiast siłownik dwustronnego działania jest zamontowany poprzecznie między kołami. W takiej samej cenie można kupić kompletny układ wspomagania kierownicy, ale z pompą napędzaną z układu rozrządu.
Z kolei wariant z siłownikiem dwustronnego działania, który jest zamocowany do wspornika przykręconego w miejscu łączenia się korpusu silnika z układem napędowym, jest wyceniony na 2290 zł. Pompa w tym wypadku jest napędzana z mechanizmu rozrządu. Poza tym jest oferowane wspomaganie pasujące do ciągników MF 235, MF 255, Ursus 3512 i Ursus 2812 za cenę 2990 zł. Układ ten został zbudowany na bazie fabrycznego wspomagania do MF 255. Z kolei za kompletne wspomaganie do Ursusa 4512 zapłacić trzeba 2590 zł. W obu powyższych wypadkach pompa zasilająca układ ma napęd z układu rozrządu.
Pompa zasilająca układ wspomagania w ursusie C-330 z napędem z mechanizmu rozrządu.
Układ wspomagania z poprzecznym siłownikiem
Firma Agro-Tur oferuje układ wspomagania do Ursusa C-330, C-4011, C-360 i C-360 3P. W zestawie jest siłownik dwustronnego działania zamontowany poprzecznie przed osią. W tym celu trzeba zamontować nową podwójną dźwignię zwrotnicy i uchwyt do zamocowania siłownika. Tego typu rozwiązanie jest oferowane zarówno do osi tzw. okrągłej, jak i płaskiej. Układ wspomagania kierownicy zasilany jest z koła pasowego wału korbowego. Producent do łączenia koła pasowego z przystawką do napędu pompy zastosował wał ze sprzęgłem łańcuchowym.
Tego typu rozwiązanie jest bardzo trwałe i ma jeszcze jedną zaletę w porównaniu z innymi stosowanymi do napędu pompy – jest szybko rozłączalne. Doceni to każdy, kto będzie chciał szybko wymienić pasek klinowy do napędu pompy wodnej i alternatora. Wystarczy wysunąć tylko zabezpieczenie na ogniwie łączącym łańcuch, zdemontować go, a następnie odsunąć jedno koło zębate i przez powstałą szczelinę można wsunąć nowy pasek klinowy. Na układ wspomagania producent udziela 24-miesięcznej gwarancji. Firma oferuje sprzedaż ratalną oraz możliwość montażu u klienta. Zestaw do Ursusa C-360 to wydatek rzędu 2200 zł, a do C-330, który dodatkowo musi być wyposażony w drążek poprzeczny z ramionami, 2400 zł.
Wspomaganie w Ursusie z napędem elektrycznym
Przeglądając ogłoszenia, można znaleźć również układ wspomagania z napędem elektrycznym do Ursusa C-330, C-330 M i C-335 w cenie 999 zł. Montaż polega na odkręceniu z oryginalnej kolumny wału kierowniczego z kierownicą, a w jego miejsce przykręca się przystawkę z elektrycznym silnikiem i wałem kierowniczym. Po zamontowaniu tego zespołu trzeba podłączyć się do układu elektrycznego. Zaletą tego rozwiązania jest niższy koszt w porównaniu z rozwiązaniami z układem hydraulicznym, szybkie działanie zaraz po włożeniu kluczyka do stacyjki i sprawne działanie bez względu na to, czy ciągnik pracuje z zamontowanym ładowaczem czołowym, czy też bez niego. Nie brakuje ogłoszeń z przerobioną kolumną kierowniczą Ursusa C-360 na wersję ze wspomaganiem elektrycznym. Taki zestaw kosztuje 1250 zł, a przy dostarczeniu kolumny na wymianę – 750 zł.
Własna konstrukcja wspomagania w Ursusie C-360
Ze zbudowaniem własnej konstrukcji układu wspomagania nie ma większych problemów. Wystarczy trochę smykałki do majsterkowania i Ursusa C-360 można w taki zespół wyposażyć, co udowodnił Mariusz Lisiecki z Woli Skorzęckiej w woj. wielkopolskim.
Od kiedy ten układ działa w Ursusie C-360 i jakie zespoły zostały do niego wykorzystane?
– Zbudowałem go ok. 10 lat temu razem z bratem. Do jego budowy zostały wykorzystane zespoły znajdujące się w warsztacie. Pompa zamocowana jest do specjalnie dorobionej przystawki umieszczonej pod alternatorem. Pochodzi ona z auta dostawczego marki Mercedes. Pompa jest napędzana paskiem klinowym. Dodatkowo trzeba było zamontować dłuższy pasek i rolkę prowadzącą przed pompą olejową w celu zwiększenia kąta opasania koła pasowego i poprowadzenia paska nad korpusem wspornika osi przedniej. Kolejny ważny element to zbiornik oleju. Stanowi go oryginalny filtr oleju z wkładem do kombajnu zbożowego Bizon Rekord Z058. Układ wspomagania kierownicy jest zalany olejem ATF przeznaczonym do takich zespołów. Siłownik jest zamontowany wzdłuż silnika. Opiera się on z jednej strony o uchwyt przykręcony do połączenia korpusu silnika z układem napędowym, a z drugiej – do regulowanego przegubu kulowego osadzonego w ramieniu zwrotnicy. Siłownik pochodzi z układu kierowniczego kombajnu zbożowego Bizon Super. Kluczowym elementem w układzie jest orbitrol zamocowany w miejscu oryginalnej kolumny kierowniczej. Zespół ten pochodzi także od bizona. Ciągnik został dodatkowo wyposażony w szerokie przednie koła z oponami o rozmiarze 11.5-80-15.3, co znacznie poprawiło jazdę z obciążonym wysięgnikiem ładowacza czołowego – dodaje Mariusz Lisiecki.
Poprzecznie zamontowany siłownik dwustronnego działania w Ursusie C-360.
Bezobsługowe wspomaganie w Ursusie C-330
Innym rolnikiem, który postanowił zmodernizować ciągnik, tym razem Ursusa C-330, był Tomasz Majchrzak z Gorzykowa w woj. wielkopolskim.
W jaki typ układu wspomagania ciągnik został wyposażony?
– Przeglądając różne ogłoszenia w Internecie, zainteresowałem się elektrycznym wspomaganiem do Ursusa C-330. Było ono wycenione na niespełna 500 zł. Przeróbki wymagała oryginalna kolumna kierownicza. Trzeba było odciąć z niej wał kierownicy, a w jego miejsce zamocować przystawkę z silnikiem elektrycznym od auta osobowego oraz podłączyć go do zasilania. W tym wypadku jest ono podłączone do rozrusznika, a przewód sterujący do stacyjki. Układ wspomagania działa po ok. 10 sekundach od włączenia zasilania. Jest to czas wyliczony na uruchomienie silnika, tak żeby od razu nie obciążać instalacji elektrycznej. Plusem tego rozwiązania jest proste funkcjonowanie pozbawione układów hydraulicznych, łatwy montaż i brak obsługi – mówi Tomasz Majchrzak.
Pisząc o niepodległości naszego kraju w kontekście wsi i pracy na roli, szczególnie w obecnych czasach, warto przypomnieć słowa wypowiedziane w 1928 r. w Wierzchosławicach przez Wincentego Witosa, trzykrotnego premiera Polski: Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię, religię i narodowość. Te trzy wartości dały podstawę do stworzenia państwa. Bez nich nie moglibyśmy go mieć. Gdzie chłop stanął, tam się podstawa przyszłego odrodzenia ostała.| Bernadetta Ryńska
Przedwojenna fotografia rodziny Kiejnichów na tle domu w Kobylnikach.
Setna rocznica odzyskania niepodległości to idealna okazja, by podkreślić znaczenie polskiej wsi w historii kraju. Często zapominamy o korzeniach, które są fundamentem naszej kultury. To między innymi niezłomność polskich rolników, ich miłość i przywiązanie do ojczystej ziemi ukształtowało kolejne pokolenia. Nie można o tym zapominać. Bogatą historią swojej rodziny zechciał się z nami podzielić pan Przemysław Kiejnich ze wsi Kobylniki.
Historia ta, być może trochę przewrotnie, ma swój początek w dziewiętnastowiecznej Irlandii i związana jest z okresem tzw. wielkiego głodu, który przypadał na lata 1845–1849. Jest to czas, w którym plantacje ziemniaka zostały dotknięte przemieszczoną ze Stanów Zjednoczonych na tereny ówczesnej Europy zarazą ziemniaka. Choroba rozprzestrzeniała się gwałtownie. Spowodowało to masową emigrację ludności irlandzkiej. Jednym z takich emigrantów był prawdopodobnie przodek rodziny Kiejnichów. Sprowadził się on na tereny przypadające obecnie na okolice Zduńskiej Woli, Pabianic, Widawy i Łasku. Stamtąd bowiem wywodzi się geneza nazwiska Kiejnich na ziemiach polskich. Tutaj również rozpoczyna się historia rodziny związana z pracą na roli. Jak wynika z ustnych przekazów, protoplasta Kiejnichów uratował z jeziora tonące dziecko zamożnego szlachcica, który w geście wdzięczności obdarował odważnego Irlandczyka kawałkiem ziemi. Początki losów rodziny na terenach Wielkopolski przypadają na przełom XIX i XX wieku. W tym okresie pradziadek pana Przemysława, Sykstus Leon Kiejnich, najprawdopodobniej wnuk dzielnego Irlandczyka, sprowadził się do podpoznańskiego Garaszewa, kupując tam 100-morgowe gospodarstwo za pieniądze ze sprzedaży cegielni i niewielkiego gospodarstwa, które posiadał we wsi Kocina (woj. łódzkie). W kolejnych latach powiększył on majątek dokupując jeszcze 50 mórg. Ze względu na liczne potomstwo Sykstus Leon dzieli wcześniej zakupione ziemie na wiano dla swoich trzech córek, a resztę gospodarstwa sprzedaje. W 1926 r. z oszczędności, jakie mu pozostały, kupuje 20-hektarowe gospodarstwo we wsi Kobylniki (powiat poznański), które później dziedziczy jeden z trójki synów, Ignacy. Ignacy Kiejnich – krótko po przejęciu gospodarstwa po swoim ojcu – w 1932 r. żeni się z Walerią, córką kobylnickiego rolnika, Karola Gawendy. Właśnie wtedy w Kobylnikach krzyżują się losy dwóch rolniczych rodów.
Fotografia ślubna Karola i Marii Gawendów wykonana jeszcze w Stanach Zjednoczonych.
Do Ameryki za lepszym życiem
Karol Gawenda wywodził się z Wieprza (woj. małopolskie) z wielodzietnej, góralskiej rodziny. Już jako młody chłopak musiał opuścić dom rodzinny i pracować na własne utrzymanie. Zostaje kucierem (tak w gwarze poznańskiej nazywano woźnicę) na dworze pewnego szlachcica. W taki sposób przez kilkanaście lat zbiera pieniądze, za które kupuje bilet na okręt do Ameryki. Karol Gawenda emigruje za ocean na początku XX wieku i podejmuje się tam katorżniczej pracy w odlewni aluminium. W okropnych warunkach, przy bardzo wysokiej temperaturze pracuje na dwie zmiany, czyli po 16 godzin na dobę. Gorączka panująca w odlewni była niewyobrażalna. Jak wynika z rodzinnych opowiadań, Karol w ciągu jednej tylko zmiany wypijał aż dwa wiadra wody! Los był jednak łaskawy dla Gawendy. Na obczyźnie nie pozostaje sam. Spotyka miłość swojego życia, Polkę, góralkę z Choczni koło Wadowic. Karol i Maria pobierają się i powoli dorabiają się majątku. Kupują drugi dom w South Bend w stanie Indiana, w którym żona Maria prowadzi pensjonat dla Polaków emigrujących do Stanów Zjednoczonych. Mimo tego Karol nie mógł zrezygnować z męczarni w odlewni. Bardzo trudne warunki pracy, ale przede wszystkim tęsknota za ojczyzną spowodowała, że postanawia wrócić do Polski. W 1922 roku przypływa do kraju sam, zostawiając na miejscu żonę wraz z czwórką dzieci. Na spółkę z kuzynem, który był lekarzem, kupuje ok. 25-hektarowe gospodarstwo na terenie Wielkopolski, właśnie w tych samych Kobylnikach, na które cztery lata później sprowadzi się jego przyszły jeszcze wtedy zięć, Ignacy Kiejnich. Niestety, współpraca między kuzynami nie układała się dobrze. Krewny Karola nie chciał pracować na roli, a mimo to żądał od niego dywidendy za swoją część majątku. Gawenda postanawia sprowadzić do Polski Marię oraz dzieci, a sam ponownie udaje się do Ameryki jeszcze na dwa lata, by pracując w odlewni zdobyć środki na wykupienie gospodarstwa. Na ten czas zawiera umowę cywilną z panem Litewką, który podczas nieobecności gospodarza pracuje na roli i dogląda zwierząt. Wynajmuje mieszkanie Litewce, który wraz z rodziną otrzymuje od niego tzw. ognarię – wynagrodzenie w postaci płodów rolnych. W końcu, po dwuletnim dorobku Karol Gawenda spłaca kuzyna i staje się pełnoprawnym, jedynym właścicielem majątku. Swojemu ognariuszowi, panu Litewce, pożycza pieniądze na wykupienie mniejszego, położonego nieopodal gospodarstwa. Do końca życia utrzymują ze sobą serdeczne, przyjacielskie kontakty.
Dziadek pana Przemka, Ignacy Kiejnich wraz ze swoimi końmi.
Wojenne losy Kiejnichów i Gawendów
Karol i Maria wiodą dobre, spokojne życie. Zainwestowali w gospodarstwo, odremontowali dom i budynki gospodarskie. Rodzi im się kolejne, piąte już dziecko. W 1932 r. wydają córkę Walerię za wspomnianego już wcześniej Ignacego Kiejnicha, syna sąsiadującego z nimi rolnika. Waleria sprowadza się na gospodarstwo męża. Niestety, długo nie trwała ta rodzinna sielanka. Nadchodzi rok 1939, a wraz z nim niemiecka okupacja. Niemiec zajmuje gospodarstwo Gawendów, początkowo pozwalając im mieszkać na strychu. Okupant jednak nie mógł znieść obecności prawowitych właścicieli. Organizuje im wywóz w okolice Lublina. Tam, nie doczekując końca II wojny światowej, Karol Gawenda umiera w wyniku ciężkiej grypy, która w tamtych czasach była chorobą śmiertelną. Po 1945 r. Marii udaje się wrócić do Kobylnik, a gospodarstwo przejmuje jej syn, Edward. Również Walerii i Ignacego nie omija wojenna tragedia. W 1942 r. oboje zostają wysiedleni. Ignacy trafi a na roboty do Niemiec, a jego żona do końca II wojny światowej pozostaje wraz z dziećmi w położonym kilkanaście kilometrów od Kobylnik Skórzewie. Szczęśliwie oboje doczekali końca wojny. Ignacy wraca z robót na gospodarstwo i stara się odbudować zniszczony majątek. Kiejnichom rodzi się czworo dzieci, trzech synów i najmłodsza z rodzeństwa, córka Maria. Gospodarstwo przejmuje w 1974 r. drugi z kolei syn, Henryk. W 1993 r. rolę gospodarza na 22 hektarach ziemi przejmuje po swoim ojcu Henryku jego młodszy syn Przemysław.
Młody Henryk Kiejnich, miłośnik mechanizacji, w Kółku Rolniczym przygotowywał maszyny do pracy.
Rodzinne tradycje
Na przestrzeni tylu lat gospodarstwo Kiejnichów zawsze prosperowało dobrze. Już dziadek Ignacy zatrudniał kiedyś dwie pomoce domowe. W pracach na roli pomagało mu natomiast dwóch parobków. Po II wojnie światowej zatrudniał u siebie osiedlonych w Kobylnikach Niemców i utrzymywał z nimi kontakty nawet po ich powrocie za sąsiednią granicę. Kiejnichowie to także zapaleni miłośnicy mechanizacji rolnictwa. W roku 1960 Ignacy zakłada w swoim gospodarstwie Kółko Rolnicze i sprowadza dwa ciągniki Ursus 25, snopowiązałkę, maszynę do wybierania ziemniaków i drobne maszyny do pracy przy ciągnikach. Kółko zaczyna świadczyć usługi na rzecz okolicznych rolników i etapowo się rozrasta. W 1967 r. Kółko zmienia siedzibę – wykupuje swój własny teren w Kobylnikach, jest to tzw. miejsce koło krzyża, a po kilku latach przenosi się do miejscowości Mrowino. Tam powstaje duża baza Kółka, które zasięgiem swoich usług obejmuje teren gminy Rokietnica. Działalność Kółka Rolniczego daje początek powstaniu Spółdzielni Kółek Rolniczych na tym obszarze Wielkopolski. Pasję do maszyn i urządzeń rolniczych zaszczepił Ignacy również u swojego następcy, syna Henryka, który ukończył Szkołę Rolniczą na Golęcinie. W ślad za swoim ojcem poszedł także pan Przemysław, zostając absolwentem mechanizacji rolnictwa w tej samej szkole. Ojciec pana Przemysława tuż po przejęciu gospodarstwa sprowadza w 1975 r. ciągnik Ursus C-330 i w kolejnych latach sukcesywnie poszerza park maszynowy.
Kiejnichowie mieli we wsi najładniejszą bryczkę. Do ślubu wieziony jest jeden z synów Karola Gawendy, końmi powozi ojciec pana Przemysława, Henryk.
Społeczna działalność rodziny Kiejnichów była związana nie tylko z prowadzeniem usług na rzecz lokalnej społeczności rolniczej, ale przede wszystkim opiera się na działalności samorządowej. Ignacy Kiejnich pełnił w swoim życiu wiele różnych funkcji społecznych. Był przede wszystkim wieloletnim radnym gminy Rokietnica, ale także mężem zaufania i prezesem oddziału Polskiego Stronnictwa Ludowego. Żyłkę samorządową odziedziczył po ojcu syn Henryk, który przez ponad 20 lat pełnił funkcję radnego gminy oraz sołtysa Kobylnik. Zarówno pan Przemysław, jak i jego żona Sylwia aktywnie uczestniczą w życiu lokalnego samorządu. Pani Sylwia Kiejnich już 3 kadencję zasiada w Radzie Gminy Rokietnica, jej mąż natomiast w 2010 roku został wybrany na radnego powiatu poznańskiego i piastuje tę funkcję już drugą kadencję. Pan Przemysław z dumą podkreśla tradycje samorządowe. By pogodzić rolę radnego z prowadzeniem gospodarstwa, zrezygnował z produkcji zwierzęcej, ale jak sam mówi: Z nas wszystkich to dziadek Ignacy miał najtrudniej. Z Kobylnik do Rokietnicy jest prawie 6 kilometrów i na sesje rady gminy musiał jeździć rowerem. Często zimą babcia mówiła mu, by zaprzestał to „rządzenie”, bo wyraźnie odbijało się to na jego zdrowiu. Dzisiaj pan Przemysław Kiejnich gospodaruje wraz z żoną Sylwią na stu hektarach ziemi, skupiając produkcję roślinną wokół uprawy zbóż, kukurydzy i buraków cukrowych. Mają dwie córki. Starszą Annę, studentkę prawa oraz młodszą, Marię. Sukcesywnie rozwijają gospodarstwo z pomocą środków pozyskiwanych z różnego rodzaju programów wsparcia finansowego rolnictwa. Począwszy już od programów SAPARD na PROW kończąc, pan Przemysław wymienił cały park maszynowy i zmodernizował budynki gospodarskie, stawiając m.in. suszarnię do kukurydzy. Z optymizmem patrzy w przyszłość, nie wykluczając kolejnych inwestycji. W trudniejszych chwilach wraca wspomnieniami do słów dziadka Ignacego, który przetrzymał najtrudniejszy dla siebie czas władzy komunistycznej, choć, jak sam mówi, mógł sprzedać ziemię i żyć lepiej. Zdaniem pana Przemysława to właśnie przywiązanie do ziemi i chęć kultywowania rodzinnych tradycji jest w obecnych czasach jednym z przejawów patriotyzmu.
Firma Bury Maszyny Rolnicze otwiera nową halę montażową 2000 m2 z magazynem części zamiennych. Na hali znajduje się również stanowisko do końcowej kontroli opryskiwaczy. |KG
Końcowy test opryskiwacza.
Nowa hala montażowa.
Gotowe opryskiwacze czekające na dostawę do dealerów.
Tradycje rolnicze i poszanowanie ziemi są w naszym kraju zakorzenione właściwie od samego początku istnienia państwa. Już sama etymologia nazwy Polska wskazuje na rolniczy charakter terenów, które niegdyś zamieszkiwane były przez Polan – plemię, którego nazwa pochodzi od pola. Chcąc uczcić 100. letnią rocznicę odzyskania niepodległości, wracamy pamięcią do dawnych lat, by w kontekście rolnictwa i prowadzenia gospodarstwa podkreślić korzenie polskości. Niecodzienną, bo aż czteropokoleniową historią gospodarstwa może pochwalić się rodzina Ryńskich. | Bernadetta Ryńska
Ustawianie stogu
Od leśnika do rolnika
Historia rodu na gospodarstwie położonym we wsi Parlin (woj. kujawsko- -pomorskie) ma swój początek w 1914 roku. Wtedy to Waleria i Wincenty Ziółkowscy wykupili od rodziny Wieczorków 60-hektarowe gospodarstwo, sprowadzając się na te tereny ze Szczytnik (woj. wielkopolskie) i budując ośmioizbowy dom, w którym wychowywali siedmioro dzieci. W kolejnym pokoleniu ziemie zostały podzielone – 40 ha otrzymała najstarsza córka Ziółkowskich – Leokadia, natomiast pozostałe 20 hektarów przypadło w udziale jej młodszemu bratu Florianowi. Niestety, gospodarstwo szybko podupadło. Wpływ na to miała I wojna światowa, podczas której ojciec rodzeństwa, Wincenty, został ranny, oraz nieszczęśliwe małżeństwo Leokadii z panem Ossowskim, który zmarł przedwcześnie. Gospodarstwo bezdzietnej wdowy powoli popadało w ruinę. Rok 1936 okazał się jednak przełomowy. Jak czytamy w liście pana Władysława Woźniaka – ówczesnego pracownika na gospodarstwie pani Ossowskiej, tego roku udał się on z Leokadią po drewno na opał do nadleśnictwa w pobliskim Szczepanowie. Tam podszedł do niego mężczyzna ok. trzydziestoletni i zaczął go wypytywać o panią, z którą przyjechał. Jak się niedługo po tym wydarzeniu okazało, był to Wacław Ryński. Ślub Wacława i Leokadii nastąpił jeszcze tego samego roku. Wacław, syn leśniczego Antoniego Ryńskiego, zainwestował w gospodarstwo i pobudował budynki inwentarskie – murowaną chlewnię i oborę oraz drewnianą stodołę. Gospodarstwo zatrudniało wówczas 4 stałych pracowników na deputacie i dodatkowo około 14 osób podczas prac żniwnych. A uprawiane były głównie zboża – pszenica, jęczmień, żyto i owies oraz łąki – te do utrzymania i wykarmienia świń, 10 krów mlecznych i 8 koni, które chodziły w dwóch fornalkach. Zboże było zbierane we wcześniejszej fazie niż dotychczas. Kosiło się je już w dojrzałości woskowej i ustawiało w tzw. sztygi, czyli po 2 lub 4 oparte o siebie kłosami snopy związanego zboża. Zboże początkowo cięto ręcznie, do omłotu natomiast służyła młocarnia, najpierw parowa, sprowadzana tylko na okres zbiorów. W późniejszych latach Wacław jako pierwszy we wiosce nabył snopowiązałkę konną marki Lanz. Po dojrzeniu nasion snopy zwoziło się dwoma wozami drabiniastymi z żelaznymi kołami i ustawiano z nich stogi. W jednym stogu mieściło się zboże z ok. 2,5 ha żyta, pozostałych zbóż – trochę więcej. Ze względu na długą słomę stogi żytnie układane były w kształt koła, w przeciwieństwie do stogów np. pszennych lub jęczmiennych, które miały kształt prostokątny. Podczas zwożenia snopów przy jednym wozie pracowały 4 osoby, dwie podawały, a dwie układały snopy na wozie. – Takie ułożenie stogu to była niemała sztuka. Snopy trzeba było ułożyć tak, by nie zaciekała woda i nie zamoczyła ziarna – wspomina Antoni, najmłodszy z trójki dzieci Wacława i Leokadii. Swój pierwszy stóg ułożył, mając zaledwie 16 lat zastępując ojca, który spadł podczas pracy przy żniwach. Młody Antoni nie miał wówczas dużej wprawy w układaniu, wcześniej zajmował się zwożeniem snopów. Z uśmiechem wraca do tamtych lat, komentując, że gdyby nie pomoc zatrudnionych do pracy kobiet, ten stóg nigdy by nie powstał.
Ale nie samą pracą żyje człowiek, jak mówi pan Antoni. – W domu była zasada, że każdej niedzieli zbierała się cała rodzina i pracownicy, i jechaliśmy konno do lasu nad okoliczne jeziora. Kobiety i najstarsi na wozach śpiewali przy dźwiękach harmonii. Potem w tym jeziorze myliśmy konie i sami się kąpaliśmy. A zimą były kuligi i ognisko. Mieliśmy takie sanie konne na metalowych płozach. Człowiek żył jakoś bardziej beztrosko niż teraz. Rodzice pana Antoniego brali czynny udział w życiu kulturalnym okolicy. Nieopodal Parlina, w Słaboszewku, właściciel majątku, Kazimierz Zdziechowski organizował wieczory literackie w swoim dworku. Bywali tam m.in. Witold Gombrowicz czy Maria Dąbrowska. Ojciec Wacław był także aktywnym członkiem kółka rolniczego w Szczepanowie.
II wojna światowa
W gospodarstwie pomagali wszyscy z rodziny. Nawet najstarszy brat pana Wacława, Konstanty Ryński, przyjeżdżał do pomocy w czasie żniw. Ten fakt uratował go przed Katyniem. Był ofi cerem, a sowieci robili selekcję naszych ofi cerów, którzy mieli zerwane naramienniki oficerskie, oceniając dłonie! Konstanty ręce miał spracowane, więc „tylko” został zesłany na Syberię. Uchował się, a potem wstąpił do armii Andersa. Spoczywa w rodzinnym grobie jako powstaniec wielkopolski na poznańskim Junikowie. II wojna światowa nie oszczędzała nikogo. Gospodarstwo zajął okupant niemiecki. Rodzina Ryńskich była zmuszona opuścić dom rodzinny. Osiedlili się w Pakości. Tam pan Wacław pracował jako zarządca. Po ustaniu walk powrócił do Parlina. Większość majątku została rozkradziona. W domu nie było mebli. Konie zabrało wojsko. Pierwszą powojenną orkę wykonał krową i bykiem. Szczęśliwie ojciec Wacława, leśniczy, wspomógł syna w odbudowie gospodarstwa. Sam sprowadził się na emeryturę do wykupionej kamienicy w Strzelnie. Tam przez większość czasu wychowywała się córka Wacława i Leokadii, Anna Ryńska. Dzięki temu mogła ukończyć szkołę średnią, by w 1954 r. podjąć studia rolnicze w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu. Zdolna Anna zafascynowała się tematyką hodowli roślin. W 1961 r. rozpoczęła prace badawcze nad zimoodpornością koniczyny jako doktorantka Katedry Genetyki Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie.
Najmłodszy Antoni Ryński wraz z ojcem Wacławem i dziadkiem Antonim oraz siostrą Anną i bratem Janem.
Zmechanizowanie gospodarstwa
Wspomniany już wcześniej pan Antoni urodził się w 1945 r., 17 dni po zakończeniu wojny i to jego ojciec wyznaczył na swojego następcę. Wraz z rozwojem techniki w gospodarstwie pojawiało się coraz więcej maszyn. Pierwszy ciągnik zakupiono w 1961 r. – był to Zetor 25. Rok później sprowadzono snopowiązałkę ciągnikową WC-3. Gospodarstwo poszerzyło produkcję mleka oraz rozpoczęło uprawy nasienne koniczyny. Do omłotu drobnych nasion wykorzystywany był bukownik. W 1971 r., już jako gospodarz, pan Antoni zakupił pierwszy nowy ciągnik, Ursus C-4011, który jest w gospodarstwie po dziś dzień. Rok potem sprowadził młocarnię Warmiankę. W kolejnych latach park maszynowy sukcesywnie się powiększał. Ciągniki, które nadal można zobaczyć w gospodarstwie, to Ursus 914 i Ursus 1224. W 1979 r. pan Antoni wybudował nowy dom, w którym wychowywała się czwórka jego dzieci. Sukcesywnie rozwijał produkcję mleka, powiększył stado, zmodernizował oborę. Pomimo tego, że urodził się tuż po zakończeniu wojny, i był w latach pięćdziesiątych młodym chłopakiem, to również i jego nękano. W stanie wojennym, w wigilię 24 grudnia 1981 r. został wezwany na komendę milicji w Mogilnie i wypuszczony dopiero po kilkunastu godzinach. Było to pokłosie jeszcze działań jego ojca, Wacława, który jako jedyny we wsi nie wstąpił do Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej. Mimo różnych przeciwności ze strony ówczesnych władz gospodarstwo nadal prosperowało dobrze. W 1989 r. pan Antoni sprowadził z fabryki w Płocku kombajn Bizon Z056. W latach 1995–2001 prowadził także chów bydła mięsnego. Początkowo zakupił 10 jałówek czystej rasy Limousine. Także w 2001 r. zmodernizował oborę ze stanowiskami do udoju typu „rybia ość”. W szczytowym sezonie produkcji mleka stado liczyło ponad 50 sztuk krów mlecznych HF.
Widok na podwórze. Studnia znajduje się w tym samym miejscu po dziś dzień.
Kolejne pokolenie
Obecnie gospodarstwo prowadzi najstarszy syn pana Antoniego, Karol Ryński. Swoją pierwszą ziemię zakupił w wieku 20 lat – było to 6,5 hektara. Wraz z żoną Wiolettą sukcesywnie zwiększali areał. W 1998 r. mieli już w posiadaniu 40 hektarów, które uprawiali, wypożyczając maszyny z gospodarstwa ojca. W tamtych latach najbardziej dochodowymi uprawami były groch, pszenica, rzepak i buraki. Korzystając z budynków inwentarskich ojca, pan Karol prowadził również chów trzody w cyklu zamkniętym. W szczytowym momencie stado liczyło 30 sztuk macior. W 2009 roku pan Antoni przeszedł na emeryturę przekazując synowi gospodarstwo, a sam poświęcił się swojej największej pasji – myślistwu. Od tego momentu pan Karol gospodaruje na 80 hektarach ziemi własnej, skupiając się głównie na produkcji pszenicy, rzepaku i buraków. W latach 2010–2014 wymienił cały park maszynowy, kupując m.in. ciągnik Case IH Puma 155 i kombajn New Holland TC 5060. Zmienił także kierunek produkcji zwierzęcej z trzody chlewnej na bydło opasowe. Czy rolnicza tradycja w rodzinie Ryńskich zostanie podtrzymana? Tego jeszcze nie wiemy, ale perspektywy są obiecujące. Pan Karol ma dwie córki. Starsza studiuje rolnictwo, a młodsza administrację. W jakim kierunku potoczy się ich życie – pokaże los. Jedno jest pewne, tradycje związane z życiem na wsi są w nich głęboko utrwalone.
Do oferty siewników firmy Amazone dołączył nowy pneumatyczny siewnik nabudowany AD-P 01 Special. Jego szerokość wynosi 3 m i umożliwia zastosowanie w zestawie z nową broną wirnikową KE 01 oraz kultywatorami wirnikowymi KG/KX 01. Połączenie z maszyną uprawową zapewnia złącze QuickLink – rozwiązanie znane z siewników Cataya oraz Centaya. Do wyboru pozostają zbiorniki ziarna o pojemności 850 l lub 1250 l. W przypadku tego drugiego można dodatkowo zastosować nadstawkę zwiększającą pojemność o kolejne 250 l. Dostępne są redlice stopkowe WS lub redlice RoTeC-Control z rozstawem rzędów od 12,5 cm albo 15 cm. Ponadto istnieje możliwość zamontowania zagarniacza dokładnego lub rolkowego. Nacisk redlic można regulować mechanicznie za pomocą uniwersalnego narzędzia obsługowego lub hydraulicznie. Do sterowania maszyny służą komputer obsługowy Amadrill+ lub terminal Isobus. Nowa segmentowa głowica rozdzielająca siewnika zapewnia możliwość włączania ścieżek technologicznych 2 × 5 lub 2 × 6 – w zależności od rozstawu rzędów. Włączanie ścieżek technologicznych odbywa się bezpośrednio za pomocą segmentowej głowicy rozdzielającej.
W kategorii wyposażenia opcjonalnego segmentowej głowicy rozdzielającej dostępne jest elektryczne rozłączanie połówkowe, które umożliwia rozpoczęcie pracy połową szerokości roboczej maszyny. Dodatkowym udogodnieniem podczas pracy na ukośnych poprzeczniakach i w klinach pola są systemy GPS-Switch i AutoPoint.
Do zagęszczenia gleby w przypadku siewnika AD-P 01 Special mogą posłużyć: wał metalowy zębaty PW 600, klinowy wał pierścieniowy KW 580, klinowy wał pierścieniowy o profilu Matrix KWM 600 lub trapezowy wał pierścieniowy TRW 500 i TRW 600. |PR
Nawóz UltraKali poszerzył ofertę nawozową PhosAgro w Polsce. UltraKali składa się z potasu, magnezu, siarki i sodu. Powstał z połączenia soli potasowej z siarczanami magnezu i sodu. Składniki te zastosowano w proporcjach, które pozwalają na zbilansowane zaspokojenie potrzeb pokarmowych najbardziej wymagających roślin w całym okresie wegetacji.
Wysoka rozpuszczalność
Jak zapewnia producent wszystkie składniki nawozu są całkowicie rozpuszczalne w wodzie, a więc są szybko i łatwo przyswajane przez rośliny. Potas zawarty w UltraKali chroni uprawy przed skutkami suszy glebowej umożliwiając im racjonalne gospodarowanie wodą, zwiększa mrozoodporność i podnosi efektywność pobierania azotu. Wpływa to korzystnie na wysokość plonu i jego jakość.
Wysoka jakość
Okrągła granula UltraKali charakteryzuje się wysoką twardością, jest stabilna i trwała podczas transportu, magazynowania i rozsiewu. Dzięki temu nawóz jest dostosowany do wszystkich typów rozsiewaczy, nadaje się do rolnictwa precyzyjnego, umożliwia równomierny wysiew przy dużym zakresie szerokości roboczych.
Jak podaje producent unikatowa jest też zawartość sodu w postaci siarczanu. Zazwyczaj pierwiastek ten występuje w nawozach w postaci chlorku (soli kamiennej), co niebezpiecznie podnosi zasolenie gleby.
Nawóz rekomendowany do stosowania przedsiewnego po zbiorze rośliny przedplonowej. Możliwa jest również aplikacja pogłówna oraz w technologii dawek dzielonych, istotnych na glebach o małym kompleksie sorpcyjnym. Zalecany do stosowania na uprawy tolerujące chlorki. |PS
Skład UltraKali:
41% Potas – (K2O) tlenek potasu rozpuszczalny w wodzie
15% Siarka – (SO3) tlenek siarki rozpuszczalny w wodzie
6,5% Magnez – (MgO) tlenek magnezu rozpuszczalny w wodzie
4% Sód – (Na2O) tlenek sodu rozpuszczalny w wodzie.
Kopalnia Wapienia „Czatkowice” sp. z o.o. organizuje już po raz drugi Konferencję „Wapnowanie – gleba i plony naturalnie lepsze”, która odbędzie w dniu 7.03.2018r. w Centrum Kongresowym Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, przy Al. 29-Listopada 46.
Przesłaniem konferencji jest propagowanie wiedzy na temat skutecznego i naturalnego rozwiązywania problemów związanych z zakwaszeniem gleb w Polsce. Wapnowanie gleb jest ważnym zabiegiem agrotechnicznym, nie tylko o działaniu odkwaszającym, ale i poprawiającym właściwości fizyko – chemiczne i biologiczne gleby. Na konferencji zostanie przedstawiona aktualna wiedza na temat stanu polskich gleb, metody jej badania, sposoby poprawy struktury i żyzności gleby, form wapna nawozowego dostępnych na rynku polskim oraz innowacyjna technologia wapnowania wapnem pylistym w technice bezorkowej.
Konferencja ma charakter edukacyjny i skierowana jest przede wszystkim do środowiska rolniczego Małopolski i Śląska (rolnicy, doradcy rolniczy, studenci uczelni rolniczych). Wśród prelegentów są zarówno naukowcy, przedstawiciele IUNG w Puławach, Okręgowej Stacji Chemiczno – Rolniczej w Krakowie, Małopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego oraz przedsiębiorcy rolni. Patronat Honorowy nad Konferencją objął JM Rektor Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie.
Uczestnicy konferencji będą mieli możliwość zwiedzenia Muzeum Gleb.
Udział w konferencji jest bezpłatny.
Rejestracja on-line trwa do 28.02.2018r. www.czatkowice.pl