Co znajdziesz w artykule?
Z pasieki należącej do Romana Gajdy zniknęło 24 ule, w których żyło około 1,5 miliona pszczół. Kradzież na taką skalę jest czymś niewyobrażalnym, a sprawę bada policja. Eksperci są zgodni – tego przestępstwa nie popełnił przypadkowy amator.
Ukradzione ule z Tarnowa. „Strata jest ogromna, jakby odeszli bliscy ”
Roman Gajda, właściciel zrabowanej pasieki, mówi wprost – to cios prosto w serce. – Skradziono mi 24 rodziny pszczół, całkowicie, wraz z ulami. W środku znajdowało się półtora miliona pszczół. To tak, jakby ktoś zabrał mi kawałek życia – wyznał przed kamerą TVN. Zajmował się pszczołami od lat, a jego pasieka liczyła około 70 rodzin pszczelich. Kradzież dotknęła go nie tylko finansowo, ale przede wszystkim emocjonalnie.
– Te pszczoły były moją codziennością, moją pracą i pasją. Strata jest ogromna, jakby odeszli bliscy – mówi ze łzami w oczach pszczelarz.
Ule wywiezione w nieznane
Policja szybko podjęła działania, jednak ślad po ulach zaginął. Rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim, komisarz Grzegorz Jaroszewicz, przyznaje, że najprawdopodobniej ule zostały wywiezione poza Tarnów. – Badamy każdy trop i liczymy na pomoc osób, które mogą mieć jakiekolwiek informacje na temat tej sprawy – mówi rzecznik.
Kradzież tak dużej liczby uli wymagała precyzyjnego planowania i wiedzy, jak postępować z pszczołami. To nie był przypadek – komentują eksperci. Hubert Haliczanowski, prezes koła pszczelarzy w Lubiszynie, jest przekonany, że złodzieje działali na zlecenie lub planowali szybko rozpocząć własną pasiekę, korzystając z kradzionej populacji pszczół.
Nieodwracalne straty dla przyrody
Skala strat nie ogranicza się jedynie do pieniędzy, choć te są znaczące – szacuje się je na około 20 tysięcy złotych. Jednak prawdziwą tragedią jest utrata pszczół – pracowitych zapylaczy, które mają ogromne znaczenie dla środowiska. Bez nich okoliczne rośliny mogą mieć problem z zawiązaniem owoców, a lokalny ekosystem zostanie poważnie zakłócony.
– Pszczoły są nieocenione. Ich brak to nie tylko problem dla pszczelarzy, ale dla całej przyrody – mówi z troską Wojciech Zajkowski, właściciel pasieki Bartnik Sokólski. Dodaje, że taką kradzież mógł zrealizować jedynie ktoś dobrze obeznany z pracą pszczół. – Założyć legalnie pasiekę jest dziś stosunkowo łatwo, można nawet skorzystać z dotacji. Dlatego kradzież jest absurdalnym rozwiązaniem – podkreśla Piotr Mrówka, prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Zawodowych w Poznaniu.
Nagroda za pomoc w schwytaniu sprawców
Lokalna społeczność i środowisko pszczelarskie nie pozostają obojętne. Za pomoc w ujęciu sprawców i odzyskaniu uli wyznaczono nagrodę. Policja apeluje do wszystkich, którzy mogą wiedzieć cokolwiek o losie skradzionych pszczół, by zgłosili się i pomogli w śledztwie.