Co znajdziesz w artykule?
Choć na papierze wszystko wygląda obiecująco – miliardy euro, zrównoważony rozwój, zielone rolnictwo i cyfrowa wieś – w praktyce polscy rolnicy coraz częściej zadają sobie pytanie: kto tu naprawdę wygrywa, a kto płaci rachunek? Wieloletnie Ramy Finansowe Unii Europejskiej na lata 2021–2027 to nie tylko tabelki i deklaracje. To decyzje, które już dziś zmieniają życie na wsi – nie zawsze na lepsze. Sprawdźmy, co przynosi Wspólna Polityka Rolna (WPR) w obecnym rozdaniu, ile z tego trafia do Polski i jakie polityczne gry toczą się za kulisami brukselskich planów.
Budżet pełen obietnic – czyli ile naprawdę trafia do Polski
Całkowity budżet WPR na lata 2021–2027 wynosi około 386,6 miliarda euro, z czego ponad 40 miliardów euro przypada na Polskę. To ogromna kwota, czyniąca nas jednym z największych beneficjentów unijnej polityki rolnej. Środki dzielą się na dwie główne części:
– I filar (płatności bezpośrednie i interwencje rynkowe) – ok. 17,3 mld euro,
– II filar (rozwój obszarów wiejskich) – ok. 4,7 mld euro.
Dodatkowo, Polska otrzymała także środki z Funduszu Odbudowy – ok. 722 miliony euro na rolnictwo i wieś w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności.
Ale nie wszystko złoto, co się świeci. Za każdą unijną złotówką stoi szereg warunków – od „zielonego ładu” po cyfryzację i redukcję środków ochrony roślin. Pieniądze są, ale cena ich otrzymania rośnie z roku na rok.
Zielona rewolucja kontra wiejska rzeczywistość
Nowa WPR ma być bardziej „zielona”, „sprawiedliwa” i „odporna na kryzysy”. To ładne hasła, ale kiedy zejdziemy z unijnych salonów do gospodarstw, sprawa przestaje być tak romantyczna. 25% płatności bezpośrednich zostało przesunięte na tzw. ekoschematy, czyli działania prośrodowiskowe. Rolnik, który ich nie wdroży, dostanie mniej pieniędzy.
Problem w tym, że wiele ekoschematów jest niedostosowanych do realiów polskiego rolnictwa. Zamiast zachęcać, odstraszają biurokracją i ryzykiem. Efekt? W 2023 roku ponad połowa gospodarstw zrezygnowała z ubiegania się o środki z ekoschematów. Nie dlatego, że nie chcą dbać o środowisko, tylko dlatego, że nie stać ich na kosztowne i niepewne inwestycje.
Polityka kontra praktyka – czyli komu służą unijne reformy
W teorii, WPR ma wzmacniać rolników. W praktyce – coraz częściej działa jak biurokratyczna maszynka do mielenia ludzi i idei. Reforma zakłada m.in. zwiększenie roli tzw. planów strategicznych krajów członkowskich, co miało dać więcej elastyczności. Ale w Polsce oznacza to przerzucenie odpowiedzialności z Brukseli na Warszawę – i nie zawsze idzie to w dobrym kierunku.
Kolejne zmiany to większe uzależnienie płatności od spełniania „dobrych praktyk”, co w praktyce bywa równoznaczne z mnożeniem obowiązków administracyjnych i sprawozdawczych. Mamy też nową modę na agroekologię i digitalizację – piękne slogany, które wymagają inwestycji, wiedzy, a często i sprzętu, na który wielu rolników po prostu nie stać.

Napięcia, protesty i perspektywa zmian – co dalej z polityką rolną UE
Rolnicy nie milczą. Od Niemiec po Grecję, od Francji po Polskę – przez Europę przetacza się fala protestów. Wspólnym mianownikiem jest poczucie marginalizacji, narzucania absurdalnych norm i brak faktycznego dialogu. Również w Polsce nastroje są gorące – widzieliśmy to choćby podczas protestu 15 maja w Werbkowicach.
Tymczasem Komisja Europejska zapowiada kolejne reformy – tym razem pod hasłem „Planowania po 2027 roku”. Mówi się o większym wsparciu dla małych i średnich gospodarstw, uproszczeniach oraz „nowym partnerstwie społecznym”. Ale czy te słowa coś znaczą? Wielu rolników nauczyło się już, że prawdziwe zmiany nie zaczynają się od konferencji prasowych, tylko od działania – a tego, jak dotąd, brakuje.
Polska wieś pod presją – wysokie oczekiwania, niskie zyski
Choć Polska nadal jest jednym z największych beneficjentów unijnej polityki rolnej, to właśnie polscy rolnicy najgłośniej krzyczą, że coś tu nie gra. Problem nie leży w samych pieniądzach, ale w tym, za jaką cenę się je otrzymuje. Malejące marże, rosnące koszty produkcji, absurdalne przepisy i presja „zielonego” kursu – to nie teoria, to codzienność tysięcy gospodarzy.
Dodatkowo, polska wieś ma strukturę rozdrobnioną, a nowa WPR faworyzuje większe, lepiej zinformatyzowane gospodarstwa. Mniejsze rolnictwo rodzinne, które przez dekady było fundamentem polskiej produkcji rolnej, zostaje zepchnięte na margines. A kiedy do tego dorzucimy konkurencję z importem z Ukrainy, Ameryki Południowej i państw trzecich, sytuacja zaczyna przypominać grę, w której Polska występuje bez ochrony.
Wielu gospodarzy mówi dziś wprost: czujemy się zostawieni sami sobie. Nie chodzi o to, że nie chcą się rozwijać, wdrażać innowacji czy dbać o klimat. Chodzi o to, że oczekuje się od nich rzeczy niemożliwych – bez wsparcia, bez planu i bez szacunku do tego, czym jest prawdziwe rolnictwo.
Europa z kartonu czy Europa z krwi i kości?
Wspólna Polityka Rolna to nadal ogromna szansa – ale też wielkie ryzyko, jeśli dalej będzie budowana na propagandzie sukcesu zamiast na dialogu z tymi, którzy naprawdę wiedzą, jak wygląda życie na wsi. Polska wieś dziś nie potrzebuje już tylko dotacji – potrzebuje stabilnych zasad gry, sprawiedliwej konkurencji i szacunku do rolnika jako człowieka, nie tylko trybiku w unijnej machinie.
Bo rolnictwa nie da się zamknąć w tabelce, w prezentacji ani w brukselskim gabinecie. Rolnictwo to ziemia, pot, ryzyko – i odpowiedzialność. A tej ostatniej w polityce coraz bardziej brakuje.