Jednym ze stałych tematów na wsi są problemy z wydzielaniem różnych substancji lotnych w procesach rolniczo-produkcyjnych. Jak bumerang powraca też sprawa uchwalenia tzw. ustawy odorowej. Na obecnym etapie Ministerstwo Klimatu zakłada, że projekt ustawy, którą krytykują zarówno rolnicy, jak i eksperci, trafi pod obrady Sejmu jesienią. Natomiast zgodnie z oficjalnym harmonogramem prac Rady Ministrów powinna ona być przyjęta przez rząd w trzecim kwartale bieżącego roku.
W czym rzecz?
Jak się okazuje największe spory budzi sztywno określona odległość dla nowych inwestycji od zabudowań mieszkalnych.
Pierwszy z projektów ustawy o minimalnej odległości dla planowanego przedsięwzięcia sektora rolnictwa opracowano w marcu 2019 roku. Natomiast w lipcu tego samego roku, po ustaleniach komisji prawniczej, prace nad nim ustały. Stało się tak za sprawą krytycznych głosów. Szczególnie ze strony organizacji zrzeszających rolników. W bardzo krytycznym tonie o projekcie wypowiadał się m.in. Krajowy Związek Pracodawców Producentów Trzody ChlewneJ, Ogólnopolski Związek Producentów Drobiu, Polski Związek Hodowców Koni, Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich, Krajowa Rada Izb Rolniczych. Organizacje te były zdania, ustawa w tym kształcie zahamuje rozwój polskiego rolnictwa. W konsekwencji doprowadzi też do wyludnienia wsi.
Rząd nie odpuszcza?
Jednak mimo tak stanowczych głosów, rząd nie zrezygnował z projektu i po prawie roku powrócił do tematu.
Ministerstwo Klimatu dalej też prowadziło prace nad ustawą
I pierwotnie projekt miał zostać przyjęty przez rząd do końca czerwca br.. Tak się jednak nie stało m.in. z powodu epidemii koronawirusa. Natomiast aktualnie planowane jest jego rozpatrzenie przez Stały Komitet Rady Ministrów. Najprawdopodobniej nastąpi to w czwartym kwartale 2020 r. I w obecnym też roku projekt trafi do Sejmu.
Co znalazło się w projekcie?
Zgodnie z art. 4 ust. 1 projektu fermy dla ponad 500 dużych jednostek przeliczeniowych inwentarza (DJP) będą musiały być zakładane w odległości co najmniej 500 metrów od zabudowy mieszkalnej. Natomiast dla hodowli zwierząt w liczbie nie mniejszej niż 210 DJP i nie większej niż 500 DJP odległość ma być równa liczbie zwierząt. Projekt przewiduje też możliwość wybudowania fermy w bliższej odległości. Jednak pod warunkiem, że właściciele wszystkich mieszkań, domów i gospodarstw agroturystycznych znajdujących się na chronionym terenie wyrażą na to zgodę.
Jak w ustawie wiatrakowej?
Jak zapewniają legislatorzy nieuzyskanie zgody od przynajmniej jednego właściciela (użytkownika wieczystego) nieruchomości uniemożliwia realizację przedsięwzięcia w odległości mniejszej niż minimalna. W praktyce więc zostanie wprowadzone sztywne kryterium odległościowe, co nie jest dobrym rozwiązaniem. Pokazała to tzw. ustawa wiatrakowa –Dodajmy, że za sprawą uzgodnień w komisji prawniczej doprecyzowano jedynie, że zgoda będzie udzielana na etapie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, która stanowić będzie podstawę wpisu w księdze wieczystej nieruchomości.
Spór mieszkańców z rolnikami
Jak podkreśla Ministerstwo Klimatu, projekt tzw. ustawy odorowej powstał jako odpowiedź na rosnącą liczbę skarg mieszkańców na uciążliwe zapachy. Do Inspekcji Ochrony Środowiska w 2018 r. wpłynęło ich 2655. Najwięcej w województwach łódzkim i mazowieckim. To aż 79 proc. wszystkich skarg dotyczących zanieczyszczeń środowiska. Z roku na rok rośnie też liczba pozwoleń na budowę ferm.
Nie ma narzędzi?
Jednak zwolennicy ustawy odorowej zauważają, że mieszkańcy wsi nie mają żadnego wpływu na lokalizację ferm. Ich zdaniem, obecnie brak jest narzędzi, które pomogłyby w racjonalnie podejmowanej kontroli społecznej nad postępowaniem administracyjnym pod kątem ochrony środowiska i bezpieczeństwa. Są oni również zdania, że teraz jedyną możliwością ochrony mieszkańców jest wskazanie błędów w przebiegu postępowania administracyjnego, co nie zawsze jest łatwym zadaniem i bez profesjonalnej pomocy prawnej staje się mało realne.
Konsultacje na etapie studium?
Jednym ze sposobów wyjścia z sytuacji może być pomysł by lokalizacje przemysłowych ferm były konsultowane już na etapie studium i wraz ze strefą oddziaływania do niego wprowadzane (przykładowo: uciążliwość fermy norek czy lisów to 2-3 km). I to władze lokalne – w opinii autorów tej koncepcji – powinny wraz z mieszkańcami szukać odpowiednich miejsc dla tego typu inwestycji w skali gminy. Oczywiście obecnie nie wszędzie istnieje możliwość znalezienia takich miejsc. Jednak jak wykazuje powszechna praktyka, jest tak z każdą inwestycją o mocnym oddziaływaniu na środowisko. Przykładowo: w niektórych gminach po prostu nie ma miejsca na fermy, nie ma miejsca na wiatraki, a to dlatego, że każdy wniosek o przekształcenie działki rolnej na budowlaną, został pozytywnie rozpatrzony. I nikt się nie pokusił o analizę, czy jest to potrzebne?
Należy doprecyzować przepisy
Specjaliści z Instytutu Gospodarki Rolnej też uważają, że skutecznym rozwiązaniem byłoby doprecyzowanie przepisów dotyczących tworzenia miejscowych planów. Zgodnie z tą koncepcją lokalizacja takich przedsięwzięć, ale także innych wiążących się z uciążliwością zapachową, powinna obowiązkowo odbywać się na podstawie planu miejscowego. Zwolennicy tej koncepcji postulują też wprowadzenie regulacji upoważniającej rady gmin do podejmowania stosownych uchwał. Taki plan powinien wyznaczać strefy buforowe. A to, zdaniem IGR zminimalizowałoby konflikty, natomiast skutkiem przyjęcia uchwały mogłaby być możliwość zablokowania wydawania decyzji o warunkach zabudowy. Dyskusja zapewne będzie jeszcze długa.
A jakie jest wasze zdanie w tej sprawie?
Jaki sposób rozwiązania tych spraw mógłby być najlepszy?
Tekst opracował: Robert Gorczyński
Źródła: Ministerstwo Klimatu, portal: prawo.pl
Foto: Pixabay