Rolnictwo jest jednym z filarów polskiej gospodarki. Wysoki potencjał produkcji rolnej umożliwia nam niezależność gospodarczą. Jednak od jakiegoś czasu polski rynek zalewany jest importowanymi produktami, przez co rodzime gospodarstwa zaczynają upadać. W obliczu inwazji na Ukrainie W czasie wojny bezpieczeństwo żywnościowe nabiera kluczowego znaczenia
Polska rolnictwem stała i jeszcze stoi, ale co będzie dalej?
Inwazja Rosji na Ukrainie zatrzęsła globalna gospodarką. Te dwa wschodnie kraje nazywane są spichlerzem świata, nie bez powodu. Rosja i Ukraina odpowiadają łącznie za ok. 29 proc. światowego eksportu pszenicy, 19 proc. globalnych dostaw kukurydzy oraz 80 proc. eksportu oleju słonecznikowego. Światowe zapotrzebowanie na zboża z roku na rok jest coraz większe a wstrzymanie dostaw z tego rejonu drastycznie podbiło ceny na giełdach. Poniekąd dla eksporterów jest to wyjątkowa okazja, ale każdy kij ma dwa końce. Wzrost cen zbóż to droższe makarony i pieczywo, ale także droższe mięso przez wyższe ceny pasz. Polscy rolnicy w porównaniu do rolników z Danii, Niemiec, Francji czy Włoch muszą ponieść dużo wyższe koszty związane z produkcją z uwagi na słabą pozycję złotego. Co za tym idzie, oferowane polskie płody rolne są niekiedy droższe od tych zza granicy, ponieważ zawierają marże dostosowaną na możliwości polskiego rynku. Niestety w dzisiejszych czasach światem rządzi pieniądz i firmy mając do wyboru zakup produktów wyprodukowanych w kraju za niewiele wyższe pieniądze wolą zakupić po taniości towary z zagranicy. I tym o to sposobem powoli uzależniamy się od zewnętrznych krajów.
W kraju hodowla trzody chlewnej umiera
Aby zobrazować istotę polskiego rolnictwa można przytoczyć sytuację na rynku wieprzowiny. Według wstępnych danych GUS pogłowie świń w grudniu 2021 r. liczyło 10,2 mln sztuk, wykazując w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku spadek o 12,7%. To najgorszy wynik od 70 lat! Hodowle tuczników z rynku zmiata ASF, ale to nie jedyny powód. Zachłanne firmy zamawiały tuczniki z Niemiec i Danii po dużo niższych stawkach niż występowały na rynku. Presja była natychmiastowa. Aby w ogóle sprzedać świnię trzeba było dostosować się do rynku – czyli obniżyć ceny. Przy ASF i nadpodaży ceny pospadały w strefach czerwonych od 1,80 do 3 zł/kg żywca. Długo nie trzeba było czekać, upadłe gospodarstwa, które nie otrzymały wsparcia a reszta rolników obserwując co się dzieję nie zdecydowało się na kolejne wstawienia. Teraz na rynku brakuje mięsa, zakłady przetwórcze boją się o przyszłość i chcąc nie chcąc zmuszone są do importowania świń z zagranicy przy wysokim kursie euro co przekłada się na ich niekorzyść a końcowo i naszą.
Zachłanność a może brak wyobraźni doprowadziła nasz kraj do tego, że polskiego mięsa wieprzowego na rynku brak. To przestroga dla nas na przyszłość, szczególnie ważna w dobie obecnie trwającej wojny w Ukrainie. Niezależność od krajów zewnętrznych powinna stać się kluczowym tematem przyszłych obrad na temat rolnictwa w kraju.