Co znajdziesz w artykule?
Życie na wsi to nie tylko sielanka, ale przede wszystkim ciężka praca i codzienne wyzwania. Pani Monika Szymczukiewicz, choć wychowała się w mieście, zawsze marzyła o prowadzeniu własnego gospodarstwa i pracy ze zwierzętami. Dziś, jako właścicielka „Zagrody Pod Lasem” w Koźlikach, udowadnia, że pasja i determinacja mogą zmienić marzenia w rzeczywistość.
Zamiast o modzie – o kozich lizawkach. Życie na wsi pełne pasji
Kiedy spotykamy się ze znajomymi, z koleżankami, które również zajmują się hodowlą, to nie rozmawiamy, jakie są nowe lakiery hybrydowe, czy kosmetyki, ale o tym, jakie fajne lizawki weszły na rynek dla kóz, albo preparaty witaminowe. My nie o sobie, ale o zwierzętach nawijamy i same się śmiejemy z tego, o czym rozmawiamy – zamiast o ciuchach i paznokciach, to o suplementach dla zwierząt – oznajmia pani Monika Szymczukiewicz. Pani Monika pochodzi z miasta, ale od zawsze ciągnęło ją na wieś. „Zagroda Pod Lasem” w Koźlikach (gm. Zabłudów, woj. podlaskie) powstała więc z miłości do polskiej wsi, zwierząt i zdrowego trybu życia. Gospodarstwo położone jest z dala od miejskiego zgiełku, w otulinie lasu, gdzie zwierzęta i ludzie są naprawdę szczęśliwi.
Zaczęło się od dwóch kóz, które miały „kosić” trawę
– To się wzięło z potrzeby serca. Od zawsze marzyłam, żeby mieszkać na wsi i hodować zwierzęta, zresztą mam też wykształcenie rolnicze. Kilka lat tamu z mężem zakupiliśmy dwie kozy, które miały nam kosić trawę na podwórku. Bardzo nam się spodobała hodowla tych zwierząt, bo kozy są bardzo wdzięcznymi zwierzętami. Zaczęliśmy pozyskiwać od nich mleko – to było fajne, dobre. Zaczęłam robić sery a hodowla powiększała się. Kózki się rozmnożyły. Pózniej dokupiliśmy owieczki mleczne i tak powoli, małymi krokami, zaczęliśmy rozwijać to gospodarstwo i stwierdziliśmy, że fajnie będzie, jeżeli będzie to nasz sposób na życie. Wiadomo, ciężko jest przenieść się z miasta na wieś.Trzeba mieć sprzęt, zwierzętompotrzebna jest też pasza, więc to naprawdę było bardzo trudne, ale powoli, małymi kroczkami… Tak chciałam, marzyłam o tym, a marzenia się spełniają. I trzeba o tym bardzo myśleć i chcieć, i to w końcu dochodzi do skutku – opowiada gospodyni.
Wiele osób ostrzegało panią Monikę przed tą decyzją
– Mówili mi, że nie będzie tak słodko i nie jest słodko, bo nieraz jest ciężko, bywam zmęczona, zdenerwowana, ale jak zaczęłam to już to ciągnę. Lubię to. Bardzo kocham zwierzęta. Tutaj ścieramy się z życiem i śmiercią. Przy takim stadzie, wiadomo, że są jakieś wypadki, przykre sytuacje, i do tego trzeba było w pewnym sensie się przywyczaić, że zwierzęta odchodzą, chorują, jest jakiś nagły wypadek, mieliśmy atak wilków. Traktujemy je jak członków rodziny, więc nie są to tylko zwierzęta hodowlane. I po prostu człowiek jest związany emocjonalnie z nimi i jest ciężko, kiedy zdarzają się przykre sytuacje – podkreśla pani Monika.
Wieś uczy pokory i samozaparcia
– Hodowla zwierząt sprawia, że jesteśmy za kogoś odpowiedzialni. Nie ma, że niedziela, że coś mnie boli, że wolę poleżeć. Trzeba wstać i to też właśnie człowieka kształtuje chyba, kształtuje jego charakter i dlatego człowiek na wsi jest chyba twardszy. Od rana do wieczora, codziennie, trzeba nakarmić, wydoić, a jak zwierzę jest chore, to dochodzi też szczególna pielęgnacja. Teraz zaczynają się wykoty, więc dochodzi nocne czuwanie, człowiek nie śpi spokojnie, ponieważ sprawdza, czy wszystko jest w porządku. To jest taka służba – uważa rolniczka z Koźlik.
Każda pora roku na wsi jest fajna!
– Oczywiście, latem jest lżej. Zimą, kiedy jest śnieg, drogi są dobrze odśnieżone, więc nie możemy narzekać, ale brak prądu, wiadomo, utrudnia. Całe szczęście, że mamy piec kaflowy, więc nie jest to aż takim dużym problemem, że nie mamy ogrzewania – zauważa właścicielka Zagrody pod Lasem.
Dziwi mnie, że ludzie się dziwią
– Nie wiem, czy coś mnie zaskoczyło we wsi. Zaskakuje mnie, że ludzie się dziwią, że w dzisiejszych czasach, można chcieć, to robić, że przecież są łatwiejsze zadania w życiu. Dziwią się, że kobieta tak ciężko pracę, bo to jest fizyczna praca, ale każdy robi to, co lubi i jak się zaczęło to, trzeba to kontynuować. Nie wyobrażam sobie innego zajęcia, jestem związana emocjonalnie z tymi zwierzętami i tak sprzedać i uciec? Nie. Nie wiem, jak to się zakończy, ale na tę chwile sobie tego nie wyobrażam. Pracowałam w mieście 10 lat i ja się nie nadaję. Tutaj jestem sama sobie szefem, pracuję z samymi dziewczynami, więc się dogadujemy. Jest inaczej, bo jestem wolnym człowiekiem. Mam wolność, nikt mnie nie zamyka w budynku i nie mówi, ze mam pracować od do. Co prawda, jestem tutaj non stop, ale sama zarządzam swoim czasem, a poza tym mam kontakt z naturą. To jest cudowne i nie da się porównać z niczym innym. Miasto mnie męczy i moje dzieci tak samo uważają. Na wsi są fajni ludzie wokół. Chce się czasami do kina, czy do knajpki, więc zdarzają się takie wyskoki. Minusem jest też to, że nie ma wakacji. Latem nie pojadę sobie na dłuższy urlop. Czasami zdarzają się weekendowe wypady, ale wtedy trzeba zatrudnić sztab ludzi do obsługi zwierząt – coś za coś. Liczyliśmy się, że tak będzie. Z drugiej strony jesteśmy w lesie. Mamy ciszę, spokój, pachnące powietrze, więc można powiedzieć, że jesteśmy na wakacjach non stop – uważa pani Monika Szymczukiewicz.
Rolnik musi umieć wszystko
– Rolnik musi wszystko teraz ogarniać : księgowość, dokumentację, sprawy weterynaryjne, hodowlane, przepisy, wymogi. Trzeba być na bieżąco i czasami brakuje czasu, żeby to wszystko wiedzieć. Całe szczęście, mamy doradztwo w swoich ośrodkach, więc są ludzie, którzy nam pomagają, czy uczulają na pewne sprawy – mówi rolniczka.
Na wsi kobiet nie brakuje
– Jestem w środowisku hodowlanym, jest Internet, mamy ze sobą kontakt i muszę powiedzieć, że sporo kobiet hoduje zwierzęta, zajmuje się serowarstwem tak, jak ja. To są przeważnie osoby z miasta, którym marzyło się życie na wsi i to są spełnione osoby, bo wiedziały, czego chcą i świetne sobie radzą – zapewnia gospodyni.
Mam dużo marzeń!
– Mam fajne plany rozwojowe w głowie. Z takich najbliższych, to chciałabym jakieś fajne bydynki dla zwierząt, takie porządne. Chciałbym mieć piękną oborę. A wyjazdy? Tu mi jest dobrze. No, może latem chciałabym wyjechać nad morze na tydzień, a nie na 3 dni. Jednak kiedy jest wiosna, kiedy rano tu przyjeżdżam, ptaki śpiewają, zwierzęta mnie witają, to myślę, że pracuje i robie sery w raju. Cieszę się, że mam taką pracę – podsumowuje pani Monika Szymczukiewicz.