Co znajdziesz w artykule?
Kiedy polityka odrywa się od rzeczywistości, ludzie zaczynają wychodzić na ulice. Albo – jak w przypadku rolników – na przejścia graniczne. Tak było w czwartek, 27 lutego, kiedy to polscy i czescy gospodarze połączyli siły na granicy, by sprzeciwić się temu, co uważają za zamach na ich przyszłość. Zielony Ład, umowa z Mercosurem, zalew taniej żywności z Ukrainy – lista zarzutów wobec unijnych decydentów jest długa. I nie sposób przejść obok niej obojętnie.
Protest rolników na polsko-czeskiej granicy
Dla polityków w Brukseli Zielony Ład to ekologia i zrównoważony rozwój. Dla rolników – cios prosto w serce ich działalności. Ograniczenia w stosowaniu nawozów, redukcja emisji, wymogi administracyjne – wszystko to sprawia, że prowadzenie gospodarstwa staje się coraz trudniejsze i mniej opłacalne. Co więcej, zamiast promować lokalnych producentów, unijna polityka otwiera drzwi dla żywności z krajów, które nie muszą spełniać tych samych standardów. Czy to nie hipokryzja?
Protest rolników na polsko-czeskiej granicy to coś więcej niż chwilowa manifestacja niezadowolenia. To znak, że rolnicy rozumieją, iż tylko wspólne działanie może przynieść efekty. Dziś protestują Polacy i Czesi, jutro mogą do nich dołączyć Niemcy, Francuzi czy Hiszpanie. Bo problemy są wspólne – rolnictwo w Europie przechodzi kryzys, a biurokracja zamiast pomagać, rzuca kolejne kłody pod nogi.
Pączki, kiełbasa i walka o przyszłość
Nie bez powodu rolnicy wybrali Tłusty Czwartek na swoją demonstrację. Tradycyjne czeskie pączki i polska kiełbasa, które jedli wspólnie, stały się symbolem jedności i wspólnej sprawy. To nie tylko walka o własne gospodarstwa, ale o to, co w europejskiej wsi najważniejsze – o możliwość życia z własnej pracy, o godność, o prawo do kontynuowania tradycji przodków.
A co dalej?
Dzisiejsza blokada granicy to dopiero początek. Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, także w Warszawie. To sygnał, że frustracja narasta, a głos gospodarzy nie może być dłużej ignorowany. Politycy, zamiast forsować kolejne regulacje zza biurka, powinni w końcu wsłuchać się w tych, którzy żyją z ziemi. Bo jeśli zabraknie rolników, zabraknie też jedzenia. A to problem, który dotknie każdego – niezależnie od tego, czy mieszka na wsi, czy w sercu Brukseli.