Co znajdziesz w artykule?
Zwykłe pole uprawne, 150 ton świeżo dostarczonego towaru i jeden fake news. To połączenie doprowadziło do zdumiewającego incydentu w Dąbrowicy (woj. podkarpackie), który z całą mocą obnażył siłę plotki w erze mediów i pokazał, jak łatwo zaciera się granica między „darmowym” a zwykłą kradzieżą. W ciągu zaledwie jednego weekendu, z pola należącego do lokalnego przedsiębiorcy, zniknęło 150 ton ziemniaków, co wygenerowało straty szacowane na blisko 60 tysięcy złotych.
Rozpętała się prawdziwa gorączka „darmowego zbioru”, a skala zjawiska zaskoczyła nawet miejscowego sołtysa.
Weźcie, bo się zmarnują – i wzięli. 150 ton ziemniaków zniknęło po fake newsie
Wydarzenia, które rozegrały się w miniony weekend brzmią aż niewiarygodnie!
Niesprawdzona informacja rozeszła się błyskawicznie: rolnik miał porzucić ziemniaki na polu, zezłoszczony niskimi cenami skupu, zezwalając na ich darmowy odbiór.
W krótkim czasie na polu zaroiło się od amatorów „okazji”. Jak relacjonował w rozmowie z Polsat News sołtys Dąbrowicy, Tadeusz Łapka, widok był szokujący: „Stało mnóstwo samochodów i ciągników. Ludzie rozbierają wszystko po kolei.” Co znamienne, po warzywa przyjeżdżano nie tylko z reklamówkami, ale i ciężkim sprzętem – traktorami i przyczepami.
Ziemniaki od rolnika. Kradzież, nie rozdawnictwo: zeznania właściciela
Prawda okazała się zupełnie inna i miała bolesne konsekwencje finansowe. Właścicielem ziemniaków, które zniknęły w masowym „zbiorze”, jest Piotr Gryta, przedsiębiorca i współwłaściciel lokalnej gorzelni. Zdecydowanie zaprzeczył on pogłoskom o rozdawnictwie.
„Towar został mi przywieziony w czwartek po południu, w piątek zapłaciłem za niego fakturę, a w sobotę… nie zostało praktycznie nic.” – oświadczył pan Piotr w rozmowie z mediami.
Przedsiębiorca nazwał zdarzenie wprost: kradzież. Jak zaznaczył, straty wynikłe z działania nieznanego autora fake newsa są dla jego działalności dotkliwe.
Apel i ultimatum: Prokuratura wkroczy, jeśli zwroty będą niewielkie
Po ujawnieniu prawdy, część mieszkańców, których ruszyło sumienie, zaczęła kontaktować się z właścicielem, deklarując zwrot skradzionego towaru. Pan Gryta wyraził nadzieję, że ten impuls przyzwoitości będzie masowy.
Jednocześnie przedsiębiorca postawił jasne ultimatum, celując głównie w osoby, które wykorzystały sytuację do zorganizowanego transportu większych ilości.
„Jeśli ktoś wziął worek – to pies go drapał, może mu było potrzeba. Ale traktorami? To lepiej, żeby się zgłosili do mnie, bo porozmawiam jeszcze z panią wójt, jeżeli to się dobrowolnie nie uporządkuje, no to niestety wkroczy prokuratura” – zapowiedział poszkodowany przedsiębiorca.
Wciąż nie ustalono, kto stoi za rozprzestrzenieniem fałszywej informacji, która doprowadziła do strat na tak ogromną skalę. Policja zapewne będzie musiała zbadać, czy plotka była spontanicznym wytworem, czy celowym działaniem na szkodę właściciela.
źródło: Polsat News