Co znajdziesz w artykule?
Umowa Mercosur jawi się jako jedno z poważniejszych zagrożeń dla naszego sektora rolnego. To nie tylko uderzenie w rynek mięsa, mleka czy cukru, ale także w branżę tytoniową, która, mimo spadku popularności, wciąż ma swoje miejsce na rynku.
O tym, jakie wyzwania stoją przed polskimi plantatorami tytoniu w związku z podpisaniem umowy, opowiada Przemysław Noworyta dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu. Jak twierdzi, w obliczu taniej konkurencji z Ameryki Południowej, nie ma miejsca na optymizm.
Jakie konkretnie zagrożenia dla polskiej branży tytoniowej wynikają z umowy Mercosur, np. w kontekście konkurencji cenowej, jakościowej lub podatkowej?
Abstrakcyjna dla większości Polaków umowa to konkretne zagrożenie dla tysięcy rodzin polskich rolników, uprawiających tytoń. To rodziny, które od pokoleń na ziemiach Lubelszczyzny, Podkarpacia, Kujaw, Kielecczyzny i Małopolski dbają o swoją ziemię i jakość upraw, dostarczając produkty najwyższej jakości. To walka o utrzymanie tych upraw i kontynuację rodzinnych tradycji, ale także o utrzymanie z trudem wywalczonego miejsca na globalnym rynku tytoniu i wyrobów tytoniowych. W 2023 cała polska branża, w której przy uprawie, produkcji i dystrybucji wyrobów tytoniowych pracują dziesiątki tysięcy osób, odpowiadała za 25% światowego eksportu To także ponad 28 miliardów złotych wpływów do budżetu z tytułu podatków rocznie.
Umowa Mercosur może zmienić reguły gry. Tytoń z Ameryki Południowej, zwłaszcza z Brazylii, dzięki niższym kosztom pracy, także z wykorzystaniem pracy dzieci i przy zastosowaniu mniej restrykcyjnych norm środowiskowych, jest tańszy w produkcji. Wprowadzenie go na rynek unijny bez odpowiednich barier celnych doprowadziłoby do spadku cen i nierównej konkurencji, w której polscy plantatorzy nie mają szans na zwycięstwo. To ryzyko dotyczy nie tylko wyników gospodarczych, ale też jakości i standardów – czy chcemy, by na europejskie rynki trafiał produkt, który nie spełnia takich samych norm?
W jaki sposób napływ tańszego tytoniu z Ameryki Południowej może wpłynąć na polskich rolników uprawiających tytoń?
W jednym z małych gospodarstw na Lubelszczyźnie, gdzie tytoń uprawia się od pokoleń, znajomy plantator powiedział mi kiedyś, że: „Ziemia daje nam wszystko, ale tylko wtedy, kiedy my dajemy jej z siebie wszystko. Każdy sezon to walka – o pogodę, o plony, o dobrą cenę. Jeśli ceny skupu spadną choćby o kilka procent, nasze pole przestanie na siebie zarabiać. A gdzie my wtedy pójdziemy? Nie mamy alternatywy”.
Tak wygląda codzienność polskich plantatorów. W Polsce średnia powierzchnia upraw to zaledwie 2,2 hektara na gospodarstwo. To skala, która nie pozwala na duże oszczędności czy elastyczność w trudnych czasach. W Brazylii średnia wielkość plantacji przekracza 15 hektarów, a ziemia pod uprawy często pozyskiwana jest kosztem dziewiczych lasów tropikalnych, ze szkodą dla środowiska. Napływ taniego tytoniu z krajów Mercosur mógłby oznaczać koniec polskich upraw tytoniu. Wielu rolników musiałoby zrezygnować z produkcji, porzucając rodzinną tradycję i tracąc źródło utrzymania.
Czy istnieje ryzyko, że lokalni producenci zostaną wypchnięci z rynku przez tańszą konkurencję?
To ryzyko jest niestety bardzo realne. Historia upraw tytoniu w Polsce już teraz pokazuje, jak łatwo utracić stabilność. W ciągu ostatnich kilkunastu lat średnia powierzchnia upraw zmniejszyła się o ponad połowę, a liczba producentów spadła z 9,5 tysiąca w 2012 roku do 3,6 tysiąca obecnie.
Dla małych gospodarstw, które działają w oparciu o ograniczone zasoby, konkurencja z wielkimi plantacjami w Brazylii czy Argentynie może być zabójcza. Wielkie farmy mogą produkować tytoń na masową skalę, korzystając z taniej siły roboczej i mniej restrykcyjnych, lokalnych przepisów. A to sprawia, że ceny, po których konkurenci z Mercosur są w stanie oferować surowiec na globalnym rynku, dla polskich producentów będą absolutnie nieopłacalne.
Czy produkty z krajów Mercosur spełniają te same standardy jakości i normy regulacyjne co polski tytoń?
Nie ma wątpliwości, że regulacje w Unii Europejskiej są jednymi z najbardziej rygorystycznych na świecie, z korzyścią przede wszystkim dla konsumentów. Dlatego polscy plantatorzy muszą przestrzegać szczegółowych przepisów dotyczących ochrony środowiska, stosowania pestycydów i warunków pracy. Produkty trafiające na rynek UE, w tym te z Mercosur, formalnie powinny spełniać te same wymogi.
Różnica polega między innymi na nadzorze nad procesem produkcji i egzekwowaniu odpowiednich norm w krajach pochodzenia. W państwach Mercosuru regulacje mogą być mniej restrykcyjne, a systemy kontroli mniej rozbudowane niż w Europie. Oczywiście każdy produkt wprowadzany na rynek UE musi przejść odpowiednie kontrole. Trudno jednak porównać szczegółowość nadzoru w Polsce i wpływ tych kontroli na jakość i koszty produkcji, z nadzorem w krajach takich jak Brazylia czy Argentyna.
Istnieje również różnica w przejrzystości procesów. W Polsce każdy etap produkcji jest dokumentowany, co zapewnia wysoki poziom zaufania do produktu. W przypadku tytoniu z państw, o których rozmawiamy brak podobnej transparentności może budzić pytania o szczegóły jego pochodzenia i sposób produkcji.
Czy istnieją jakieś mechanizmy ochronne, które mogłyby chronić polską branżę tytoniową przed zalewem taniego importu?
Mechanizmy ochronne są absolutnie konieczne. Europa powinna zadbać o bariery celne i kontrole jakościowe, które zagwarantują równą konkurencję na rynku. Polscy plantatorzy inwestują w zrównoważone praktyki – dbają o ograniczenie zużycia wody, minimalizują stosowanie chemikaliów i starają się zmniejszać ślad węglowy swoich upraw. To kosztuje, ale to także inwestycja w przyszłość. Takich samych działań powinniśmy wymagać od pozaunijnych producentów, którzy chcą oferować swój produkt na rynku Wspólnoty.
Konieczność konkurowania na unijnym rynku z produktami, które nie muszą spełniać takich jakościowych i środowiskowych norm, podważa sens tych wysiłków na obszarze Unii. Wspieranie przez rząd lokalnych producentów to nie tylko decyzja ekonomiczna – to również wybór przyszłości, jaką chcemy budować, zarówno dla naszej gospodarki, jak i dla klimatu.