Co znajdziesz w artykule?
Pierwsze miesiące 2025 roku zapiszą się w statystykach rolnictwa grubą kreską. Od stycznia do maja do Polski sprowadzono 2,33 mln ton nawozów mineralnych – to aż o 39,2% więcej niż rok wcześniej. Wartość importu wzrosła jeszcze szybciej, bo o 44,2%, osiągając 868 mln euro. Jak podaje Ministerstwo Finansów oraz analizy IERiGŻ PIB – to poziom rekordowy.
Można powiedzieć: polska ziemia jeszcze nigdy nie była tak „dokarmiana” z zagranicy. Tylko czy to dobrze?
Azot wjeżdża do Polski szeroką bramą
Największy udział w imporcie miały nawozy azotowe jednoskładnikowe. W pięć miesięcy sprowadzono ich 1,12 mln ton, czyli o 25,2% więcej niż rok wcześniej. Wartość tej części importu wyniosła 381 mln euro.
Skąd płynie do nas ten azot? Lista jest długa:
• z Niemiec i Litwy,
• z Niderlandów i Węgier,
• z Egiptu i Algierii,
• z Chin i Kazachstanu,
• ze Słowacji i Czech.
Od sąsiadów z Unii, ale i z rynków bardziej odległych – od Afryki Północnej po Azję. Globalny handel nawozami działa więc pełną parą.
Dlaczego sprowadzamy tak dużo?
Kilka czynników nakłada się na siebie. Po pierwsze – polska produkcja nawozów wciąż nie jest w stanie w pełni pokryć zapotrzebowania, szczególnie przy rosnącym popycie na kukurydzę, pszenicę czy rzepak. Po drugie – ceny gazu i energii w Europie sprawiają, że czasem tańszy okazuje się nawóz sprowadzony z zagranicy niż wyprodukowany na miejscu.
Do tego dochodzi kwestia bezpieczeństwa dostaw. Wojna w Ukrainie i zmiany na globalnym rynku sprawiły, że polscy importerzy szukają różnych źródeł – żeby nie uzależniać się od jednego kierunku.
Co to oznacza dla rolników?
Na pierwszy rzut oka – większy import to większa dostępność nawozów i szansa na bardziej konkurencyjne ceny. Teoretycznie. W praktyce rolnik wciąż odczuwa dużą zmienność. Dziś kilogram saletry może być tańszy, ale jutro – przy zmianach kursu walut czy cen frachtu – sytuacja potrafi się odwrócić.
Poza tym uzależnianie się od importu w długim okresie może być ryzykowne. Wystarczy blokada w portach, zmiana polityki handlowej albo nieprzewidziany kryzys i łańcuch dostaw się rwie. A rolnik potrzebuje nawozu w konkretnym terminie – wiosną nie można czekać.