2 lata temu doszło do interwencji odebrania zwierząt gospodarskich w jednym z gospodarstw rolnych. Pan Stanisław Piwowarczyk był właścicielem 54 zwierząt hodowlanych, które zostały odebrane przez komendanta do spraw ochrony zwierząt- Mateusza Jande. Kontrowersje budzi fakt, że zwierzęta były zadbane, miały jedzenie oraz picie, a także dach nad głową. W ciągu jednego dnia obrońca zwierząt zabrał cały inwentarz…
Tego się nie mówi czyli kulisy interwencji
Pan Stanisław starał się o przywrócenie praw do hodowli przez 2 lata. W tym czasie otrzymał od aktywistów rachunek za przechowanie zwierząt na kwotę 356 tys. zł.! Kwota, która prawdopodobnie przewyższa wartość działalności rolnika, uwzględniała opiekę nad kozami, kotami, których rolnik nie posiadał.
Co stało się z pojmanymi zwierzętami?
Po 2 latach odebrano zaledwie 10 żywych zwierząt w fatalnej kondycji. Krótko po interwencji wiele z nich zmarło lecz przyczyny ich śmierci nie są znane bowiem nie sporządzono żadnej dokumentacji. Inwentarz Pana Stanisława w między czasie był wywieziony do innego powiatu na polecenie komendanta, który odebrał zwierzęta. Były one przewożone bez wcześniejszych badań oceniających ich stan zdrowia. Nie było również żadnych informacji o tym, kto przewoził zwierzęta. Jak organizacja mająca na celu ochronę zwierząt mogła dopuścić się takiego zaniedbania? Wygląda na to, że dla aktywistów jest to czysty biznes. Odebrać zwierzęta, sprzedać tłumacząc się śmiercią a następnie zażądać niebotycznie wysokiej kwoty za “ opiekę”..
Podobnych historii w całej Polsce jest setki
Pan Stanisław Piwowarczyk to nie jedyna osoba którą spotkał taki los. Aktywiści atakują rolników i odbierają im wszystko, co mają. Projekt nowej ustawy o ochronie zwierząt może dobrze brzmi, ale reportaż przeprowadzony przez TVP dosadnie pokazał, że organizacje prozwierzęce nie mają nic wspólnego z zadbaniem o dobry stan zwierząt.
Maria Chmal
źródło:https://vod.tvp.pl/video/alarm,05052020,47573582