Co znajdziesz w artykule?
Mieszkańcy Kalska, Brzezia, ale i innych miejscowości w gminie Sulechów wciąż walczą przeciwko inwestycji planowanej w okolicy. Są plany, by kilkaset metrów od ich domostw powstała ferma trzody chlewnej na ponad 36 tys. sztuk świń.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nietypowy baner pojawił się w miejscowości Mściszewo!
– Obawiamy się smrodu, much, chorób, zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby. Martwimy się też o te zwierzęta, które będą cierpieć mieszkając w ciasnych klatkach – mówiła nam wcześniej sołtys Kalska, Krystyna Talaga.
– Nie jesteśmy zupełnie przeciwko hodowli świń. My nie chcemy tylko, aby tuż pod naszymi oknami, niespełna 500 metrów do zabudowań, powstała jedna z największych ferm trzody chlewnej w Polsce.
„nie chcą u siebie tego świństwa„
Mieszkańcy zebrali 5 tys. podpisów przeciwko inwestycji. Teraz wielu z nich spotkało się przed sulechowskim ratuszem, by zaprotestować przeciwko inwestycji. Mieli transparenty, syreny, wznosili okrzyki, którymi stanowczo wyrażali swój sprzeciw. Krzyczeli m.in., że „nie chcą u siebie tego świństwa„. Organizatorzy apelowali o bezpieczeństwo, rozdawali mieszkańcom maseczki.
– Ten protest nie jest przeciwko panu burmistrzowi – mówiła Krystyna Talaga. – Ale po to, by pokazać, jakie jest nasze stanowisko. Panie burmistrzu, nie chcemy chlewni w gminie Sulechów. W wielu krajach odchodzi się od chowu przemysłowego. Dlaczego my nie potrafimy nauczyć się na błędach innych? Musimy tego zaprzestać!
– Nie chcemy smrodu w naszej gminie – mówi Krzysztof Kluczyński, radny gminy Sulechów. – W imieniu mieszkańców wsi Kalsk, mówię stanowcze: „nie!”.
Walka mieszkańców trwa od kilku miesięcy, pomaga im w tym m.in. stowarzyszenie „Czysty Sulechów”.
– Stowarzyszenie jest stroną w tym postępowaniu – mówi jego prezes, Wiesław Kołakowski. – To nam daje możliwości odwoławcze. Czynnik społeczny jest jednym z elementów poprzedzających wydanie decyzji. Ten czynnik społeczny pokazuje swój głos, że my tego tu nie chcemy.
Mieszkańcy boją się smrodu
Mieszkańcy swoje obawy przekazywali na podstawie dokumentów, wyliczeń – ile wody pitnej będzie zużywane, do tego również mają obawy o zapach, uciążliwość much, boją się ilości gnojowicy jaką będzie produkować taka hodowla.
– To jest totalna konkurencja z nami, ludźmi, do tych nędznych zasobów wody, jaki w ogóle mamy w kraju – mówi mieszkanka Iwona Ćwiek. – Za chwilę się okaże, że będziemy stepem bez wody. Chrońmy to co, mamy.
Na akcji nie zabrakło też posłanki Lewicy, Anity Kucharskiej-Dziedzic.
– Przyjechałam do państwa, bo jesteście na wojnie – mówiła posłanka. – Na wojnie z przemysłową hodowlą zwierząt. Musicie wykorzystać wszystkie dostępne wam środki sprzeciwu. Nie możecie ustawać, dać się rozbić.
Źródło: gazetalubuska.pl